Green Velo to jeden z najciekawszych i niewątpliwie najdłuższy szlak rowerowy w Polsce. Oto druga część relacji z mojej tegorocznej wyprawy rowerowej. W tym wpisie przeczytasz o odcinku z Węgorzewa do Suwałk.
Przeczytaj także: Szlak Green Velo #1 – z Olsztyna do Węgorzewa
Dzień 4: Węgorzewo – Gołdap
Czwarty dzień wyprawy rowerowej to odcinek z Węgorzewa do Gołdapi. Jednak zanim opiszę sam szlak rowerowy, chciałabym zatrzymać się na chwilę w Węgorzewie…
Mazurskie miasto liczy niecałe 12 tysięcy mieszkańców i jest ważnym ośrodkiem turystycznym na mapie północnej Krainy Wielkich Jezior Mazurskich. Warto tutaj przyjechać, ponieważ Węgorzewo jest malowniczo położone nad Kanałem Węgorzewskim, który łączy się z jeziorem Mamry. Z drugiej strony, miasto położone jest także nad jeziorem Święcajty.
Będąc w Węgorzewie warto zobaczyć zabytkowy zamek krzyżacki, pochodzący z XIV wieku. Wielokrotnie niszczony i przebudowywany, ostatecznie przyjął kształt budowli klasycystycznej z wewnętrznym dziedzińcem. W XIX wieku był siedzibą sądu i więzienia. Po zniszczeniach w czasie II wojny światowej, został odbudowany i przeznaczony na cele kulturalne. Obecnie jest własnością prywatną – znajduje się tutaj hotel i nie jest udostępniany dla zwiedzających, ale warto zobaczyć go chociażby z zewnątrz.
Kolejnym ciekawym zabytkiem jest późnogotycki kościół pod wezwaniem św. Piotra i Pawła. Wybudowany w latach 1605-1611, zachwyca przede wszystkim ciekawym sklepieniem – gwieździstym, którego nie zobaczymy nigdzie indziej na Mazurach. Warto wspomnieć, że w kościele znajdują się najstarsze na Mazurach organy, skonstruowane w latach 1647-1648 oraz ołtarz główny – bogato zdobiony i wykonany w 1652 roku.
Będąc w porcie warto odwiedzić Muzeum Kultury Ludowej wraz z niewielkim skansenem. Budynek, w którym mieści się muzeum jest jednym z najstarszych budowli w Węgorzewie – pochodzi z XVIII wieku. Muzeum gromadzi zbiory od 1969 roku – są to zarówno zbiory etnograficzne, jak i historyczne, dotyczące ziemi węgorzewskiej oraz terenu dawnych Prus Wschodnich.
W muzeum dostępne są pracownie rękodzieła artystycznego – tkacka, kwiaciarska oraz garncarska, a także biblioteka i archiwum. Co roku, muzeum organizuje Międzynarodowy Jarmark Folkloru, na który przyjeżdżają artyści z całej Polski oraz z zagranicy i prezentują rękodzieło, dorobek artystyczny czy obrzędy ludowe, muzykę oraz tańce.
W budynku stacji kolejowej, pochodzącego z XIX wieku, znajduje się Muzeum Tradycji Kolejowej. Można stąd, koleją turystyczną, dostać się do Gierłoży oraz Kętrzyna. Samo muzeum gromadzi zbiory obrazujące historię kolejnictwa obszaru Prus Wschodnich oraz eksponaty związane z koleją mazurską. Zbiory muzeum składają się z dokumentów i fotografii, map, urządzeń technicznych, elementów taboru kolejowego oraz ubiorów kolejarskich i tablic informacyjnych.
Mówiąc o Węgorzewie oczywiście nie można zapomnieć o jeziorach. Będąc tutaj warto odwiedzić port jachtowy oraz przystań pasażerską, które połączone są z pobliskim jeziorem Mamry rzeką Węgorapą oraz Kanałem Węgorzewskim. W południowej części miasta, na wzgórzu znajduje się cmentarz wojenny, poległych żołnierzy niemieckich i rosyjskich z okresu I wojny światowej. Warto się tam wybrać ze względu na rozpościerający się widok ze wzgórza na jezioro Święcajty oraz półwysep Kalski.
Po krótkim, ale intensywnym pobycie w Węgorzewie ruszyłam dalej. Kierunek – Gołdap. Chociaż nie przypuszczałam, że ten dzień będzie tak intensywny. Gdy tylko opuściłam Węgorzowo, skierowałam się na wschód, w stronę miejscowości Banie Mazurskie. W tym miejscu opuściłam szlak rowerowy Green Velo i skierowałam się na północ, aby odwiedzić bardzo tajemnicze i mistyczne miejsce – Piramidę w Rapie.
Piramida w Rapie
Rapa to niewielka wieś mazurska położona 1,5 kilometra od granicy z Rosją (obwodem kaliningradzkim). Jeśli będziesz planować ją odwiedzić – warto w tym miejscu wyłączyć dane komórkowe, ponieważ telefon bardzo często łapie rosyjską sieć, która do najtańszych nie należy. Rapa znana jest przede wszystkim ze znajdującej się tutaj piramidy, której historia należy do niezwykle ciekawych…
Ród Farenheidów znany był w całych Prusach Wschodnich, w Niemczech oraz na Litwie. Część rodu w 1512 roku wyemigrowała do Królewca i z rodziny kupieckiej stała się jedną z najzamożniejszych w Królewcu. W 1786 roku nadano jej tytuł szlachecki. W 1780 roku urodził się Fryderyk Henryk von Farenheid. Skończył szkołę oficerską, jednak zrezygnował z kariery wojskowej i zaczął podróżować po świecie. Swoją rezydencję założył w Angerapp (Rapie). Był właścicielem angielskiej stadniny koni w Prusach, a w Królewcu organizował wyścigi konne.
W grudniu 1811 roku na szkarlatynę umiera jego trzyletnia córka – Ninette. Fryderyk Henryk nie mógł pogodzić się ze śmiercią pierworodnego dziecka, dlatego wzniósł piramidę grobową i pochował w niej ukochaną córkę. Ciało zostało odpowiednio zabalsamowane oraz pochowane w podwójnej trumnie. Lokalizacja grobowca została starannie dobrana – na pobliskich bagnach, była widoczna z głównego salonu dawnego dworu. Rodzina Farenheid opuściła posiadłości w Rapie pod koniec XIX wieku – wówczas piramida zostanie nieco zapomniana.
W sierpniu 1914 roku wnętrze piramidy w Rapie zostało po raz pierwszy zdewastowane przez wojska rosyjskie. Do drugiej dewastacji doszło w 1945 roku – armia sowiecka doszczętnie zgrabiła wnętrze piramidy. Poszukiwania skarbów wewnątrz piramidy dopuścili się także miejscowi z pobliskiego PGR-u. Legenda głosi, że z grobowca wychodziły widma i krążyły po okolicy.
Obecnie piramida w Rapie jest jedyną, dostępną dla zwiedzających pozostałością po rodzie Fahrenheidów. Po remoncie piramidy, który miał miejsce dwa lata temu, nie można wejść do wnętrza, a jedynie przez okna obserwować to, jak wygląda w środku. Niestety remont spowodował, że straciła swój urok. Piramida ma wysokość 16 metrów i stoi na planie kwadratu o boku 10 metrów. Nadal jest okryta tajemnicą – jako punkt oddziaływania kosmosu.
Aby nie wracać do Bani Mazurskich, po odwiedzeniu Piramidy w Rapie pojechałam dalej na wschód. Wzdłuż granicy z Rosją, przez miejscowość Żabin, Jagiele, Użbale i Pietraszki dojechałam do Gołdapi. Jednak zanim dojechałam na miejsce, zaznałam mazurskiej gościnności. Pokonując kolejną górkę i podjazd na szutrowej drodze, wycieńczona, usłyszałam głos zza płotu, który zachęcał do postoju i krótkiej rozmowy. Skończyło się na dłuższym postoju, kawie, cieście oraz otrzymaniu butelki lokalnego bimbru…
Bardzo miło było poznać, czym jest mazurska gościnność, na końcu Polski, tuż przy rosyjskiej granicy. Do Gołdapi dojechałam bardzo zmęczona, ale szczęśliwa. Ten dzień zakończył się dystansem 70 km.
Dzień 5: Gołdap – Suwałki
Gołdap to mała miejscowość uzdrowiskowa, położona w dolinie rzeki Gołdapy, około 2,5 km od jeziora Gołdap, na skraju Puszczy Rominckiej. Powstała w połowie XVI wieku. Jednak najlepsze lata pod względem rozwoju przypadły na wiek XIX, kiedy to ulokowano tutaj siedzibę powiatu. W 2000 roku miasto otrzymało status uzdrowiska o profilu borowinowo-klimatycznym. Jest miejscem chętnie odwiedzanym przez kuracjuszy, z racji znajdującego się tutaj sanatorium, pijalni wód mineralnych, tężni solankowych oraz nowoczesnej infrastruktury uzdrowiskowej z Promenadą Zdrojową.
W sąsiedztwie sanatorium, w lesie można znaleźć zespół bunkrów pochodzących z czasów II wojny światowej. To właśnie tutaj Niemcy przebywali, prowadząc badania nad bronią rakietową. W Gołdapi czynne jest całodobowe przejście graniczne z Rosją.
Ciekawostką jest fakt, że w Gołdapi można… uprawiać narciarstwo. Wszystko za sprawą wybudowanych tutaj wyciągów narciarskich oraz toru saneczkowego na stokach gołdapskiej Pięknej Góry. To właśnie z niej rozciąga się widok na Wzgórza Szeskie, Puszczę Romincką oraz Krainę Węgorapy po polskiej oraz rosyjskiej stronie. Przez cały rok na Piękną Górę można wjechać kolejką krzesełkową, a zimą działa tutaj także orczyk oraz tor saneczkowy.
Niestety miałam za mało czasu, aby odwiedzić Gołdap, ale mam nadzieje, że kiedyś tutaj wrócę, aby móc doświadczyć więcej atrakcji, jakie oferuje miasto.
Trasa z Gołdapi była w przeważającej części szutrowa. Nie należała do łatwych i przyjemnych, szczególnie kiedy podróżuje się rowerem z sakwami, ale zdecydowanie warto ją przejechać, ponieważ była bardzo malownicza i widokowa. Dodatkowo tego dnia wiatr mocno dawał się we znaki.
W drodze do Stańczyków zrobiłam krótki postój nad jeziorem Przerośl. W miejscowości Barcie, przy drodze nr 651 znajduje się MOR (Miejsce Obsługi Rowerzystów) Przerośl, przy którym zrobiłam postój, aby zregenerować siły. Na zmęczone mięśnie warto zażyć kąpieli w lodowatej wodzie. A taka właśnie była woda w tamtejszym jeziorze. I mimo że do morsowania mi daleko, to zamoczyłam nogi do łydek, aby zregenerować mięśnie i poprawić krążenie krwi.
Mosty w Kiepojciach
Zanim dojechałam do mostów w Stańczykach, to dojechałam na krótki postój przy Mostach w Kiepojciach. Właściwie to w Kiepojciach są trzy mosty – dwa, które znajdują się nad rzeką Bludzią i jeden, który znajduje się nad drogą do Żabojadów. Warto zaznaczyć, że to właśnie przy tym wiadukcie kolejowym zrobiłam postój. Nie dojechałam do mostów nad rzeką, chociaż z perspektywy czasu żałuję, ponieważ na zdjęciach wyglądają bardzo malowniczo.
Mosty w Stańczykach
Stańczyki oddane są ok. 35 km od Gołdapi. Wieś znana jest wyłącznie ze znajdujących się tutaj mostów. Dwa równoległe mosty mają 200 metrów długości oraz 36 metrów wysokości i są jednymi z najwyższych w Polsce. Pięcioprzęsłowe konstrukcję łączą zbocza doliny Błędzianki.
Historia mostów w Stańczykach sięga początków XIX wieku. Wówczas podjęta została próba budowy magistrali kolejowej z Prus na Litwę. Tuż przed I wojną światową skończono most południowy, a w 1926 roku most północny, który był użytkowany do 1945 roku. Zmiany administracyjne i polityczne spowodowały, że planowana magistrala kolejowa nigdy nie powstała.
Po II wojnie światowej Rosjanie torowisko rozebrali i wywieźli do siebie. Na szczęście nie zburzyli wiaduktów, które obecnie są miejscową atrakcją turystyczną. Architekturę mostów wzorowano na rzymskich akweduktach w Pont du Gard.
Obecnie mosty należą do osoby prywatnej. Jeden z nich został wyremontowany pod okiem konserwatora zabytków. Na ten most można wejść, kupując bilet. Bilet normalny kosztuje 4 zł, a ulgowy 2 zł. Zwiedzanie mostu jest możliwe od godziny 8:00 do zachodu słońca.
Nowością w Stańczykach jest wybudowana tutaj wieża widokowa, z której rozpościera się widok na mosty. Wejście na wieże jest bezpłatne. Wieża znajduje się przy szlaku rowerowym Green Velo. Można z niej także zobaczyć jezioro Dobellus Duży.
Gdy będziesz planował przejazd szlakiem Green Velo, to trasa ze Stańczyków prowadzi dalej na północ, do Trójstyku Granic. Gdybym zdecydowała się jechać właśnie tam, to musiałabym pokonać łącznie prawie 100 km. Wiedząc, że jestem już zmęczona, a dodatkowo tego dnia wiał silny wiatr, postanowiłam zjechać z Green Velo i nieco skrócić dystans.
Ze Stańczyków skierowałam się na miejscowość Przerośl. Trasa biegła wzdłuż jeziora Bocznego. Dalej przez Łanowicze Małe i Duże, Śmieciuchówkę, Morgi i Osową dojechałam do Suwałk. Trasa prowadziła lokalnymi drogami asfaltowymi, których stan nie był idealny, ale na pewno był lepszy niż jazda po szutrze. Cały odcinek to ok. 35 km. Trasa tego dnia zamknęła się dystansem 75 km.
Dojechałam do Suwałk, gdzie zatrzymałam się w Hotelu Loft 1898. Następnego dnia odpoczywałam. Był to pierwszy, wolny dzień po pięciu dniach jazdy. Dzień szósty postanowiłam spędzić na nadrabianiu zaległości zawodowych oraz zwiedzaniu Suwałk. Wpis z tego co warto zobaczyć w Suwałkach pojawi się osobno na blogu. Ale jest to miasto, które z pewnością warto odwiedzić.