Decyzje o wyjeździe na wyspę Kos podjęłam w ciągu kilku godzin. Przede wszystkim dlatego, że musiałam zarezerwować cztery łączone loty, których ceny mogły zmienić się w każdej chwili. Drugim argumentem, który zdecydował o wyjeździe był fakt, że ostatni raz na wakacjach byłam prawie rok temu. Tak więc, rezerwując pierwszy lot wiedziałam, że wakacje w 2014 roku spędzę na wyspie Kos.
Kilka praktycznych informacji
Kos leży na Morzu Egejskim, u wybrzeży Turcji. Należy do Grecji, wchodzi w skład archipelagu Dodekanez. Pomimo bliskości Turcji, nie odczuwa się tu wpływów kultury tureckiej. Wyspa jest mniejsza od Malty,
Wyspa przez długi czas należała do Imperium Rzymskiego, następnie trafiła w ręce Wenecjan i Joannitów. Od 1523 roku należała do Turcji, przez kilka lat do Włoch, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Od 1947 roku jest częścią Grecji.
Stolicą wyspy jest miasto Kos – zbudowane w IV wieku p.n.e., obecnie stanowi centrum turystyczne i kulturalne z największym portem na wyspie. Według legendy to właśnie tu urodził się Hipokrates, dlatego w centrum miasta można zobaczyć Drzewo Hipokratesa.
Jak dojechać?
Z pewnością jest wiele biur podróży, które oferują zorganizowane wyjazdy na grecką wyspę, ale ja postanowiłam wszystko załatwić sama. Moja podróż na Kos była bardzo długa – rozpoczęła się we wtorek 1 kwietnia o godzinie 23:30 kiedy to ruszyłam z Warszawy do Gdańska PolskimBusem (bilet kosztował 33 zł). Z Gdańska o godzinie 8:20 miałam lot do Oslo Rygge (lądowanie o 9:30, bilet kosztował 29 zł). Z Oslo Rygge o godzinie 14:35 wyruszyłam na Kos, gdzie wylądowałam o 18:30 (+1 godzina różnicy, więc o 19:30 byłam na greckiej wyspie). Koszt ostatniego odcinka podróży wyniósł 100 zł.
Niestety podczas całej podróży najbardziej stresujący był dla mnie odcinek jazdy PolskimBusem z Ostródy do Gdańska. Okazało się, że kierowca nie do końca był świadomy tego, że prowadzi autokar z kilkudziesięcioma pasażerami na pokładzie, których naraża na niebezpieczeństwo. Przejechaliśmy czerwone światło, wjechaliśmy na środek ronda zahaczając po drodze o barierkę, co chwilę jechaliśmy poboczem, a kontrola policji niczego nie wykazała… Z perspektywy czasu powinnam być wdzięczna za to, że udało mi się dojechać szczęśliwie do celu.
Pisząc o dojeździe poruszę przy okazji temat powrotu. Z Kos wyjeżdżam 8 kwietnia, skąd lecę do Bergamo (koszt podróży to 183 zł). W Bergamo zatrzymuję się na 24 godziny, w czasie których mam w planach zwiedzić miasto i zjeść coś włoskiego. 9 kwietnia o godzinie 13:40 wylatuje z Bergamo do Warszawy (koszt podróży to 107 zł).
Łączny koszt podróży to 450 zł.
Komunikacja na miejscu
O komunikacji na wyspie za wiele nie napiszę, ponieważ ona praktycznie w ogóle nie istnieje :). No dobra, istnieje, ale w bardzo ograniczonym stopniu. Z pewnością znaczenie ma tu sezon (lub obecnie jego brak). W związku z tym, że lądowałam na lotnisku o 19:30 i nie miałam pewności czy jakikolwiek autobus będzie na mnie czekał, zdecydowałam się na wykupienie transferu. Rozważałam różne opcje (w tym transfer Ryanair czy TravelRepublic) jednak ostatecznie, korzystając z podpowiedzi podróżujących na Kos, wybrałam Resorthoppa. Transfer w dwie strony kosztował ok. 45 zł (czyli niecałe 11 euro).
Jeśli chodzi o samą komunikacją to po Kos można podróżować wyłącznie autobusami. Podróże realizowane są przez greckiego przewoźnika – KTEL. Tutaj znalazłam informacje z rozkładem jazdy autobusów komunikacji miejskiej na Kos.
Aktualny rozkład obowiązuje od 2 listopada 2013 roku. Jedynie rozkład z i na lotnisko został zaktualizowany i obowiązuje od 1 do 30 kwietnia. Niedawno został dodany autobus o godzinie 20:00, którego nie było, gdy rezerwowałam transfer.
Bilety kupuje się bezpośrednio u kierowcy. Koszt podróży w jedną stronę wynosi od 2 do 4,40 euro (w zależności od miejscowości, do której chcemy dojechać).
Postanowiłam skorzystać z komunikacji miejskiej i wybrałam się do miejscowości Tigaki, z której wracałam pieszo brzegiem morza (ok. 10 kilometrów). Koszt podróży w jedną stronę wyniósł 2 euro.
Hotel
Jakiś czas temu pisałam o tym, gdzie szukać tanich hoteli. Hotel, w którym zatrzymałam się na wyspie to Kosta Palace 4* w miejscowości Kos kosztował 50 zł za dobę ze śniadaniami w pokoju 1-osobowym. Trzeba przyznać, że była to bardzo dobra cena (tym bardziej, że na stronie hotelu pokój 1-osobowy w niskim sezonie kosztuje 35 euro/doba).
Po przyjeździe do Kos zastanawiałam się jak będzie wyglądał mój pokój, skoro był taki tani. Wyobrażałam sobie, że nie będzie miał okna lub będzie na parterze. Jednak zaskoczyłam się bardzo pozytywnie, nie tylko samym pokojem, ale także widokiem z niego. Co o nim myślicie?
Co warto zobaczyć w mieście Kos?
Dwa dni pobytu na Kos postanowiłam przeznaczyć na zwiedzanie stolicy. Nie tylko dlatego, że w kwietniu nie ma zbyt wielu autobusów dojeżdżających w niektóre zakątki wyspy, ale przede wszystkim, ponieważ jest to największe miasto na wyspie, godne uwagi. Sprawdźcie, co udało mi się zobaczyć w mieście Kos.
Zamek Neratzia
Pierwsze kroki po przyjeździe do Kos skierowałam do Zamku Neratzia położonego na półwyspie, otoczonego z jednej strony otwartym morzem, z drugiej strony portem. Zamek pochodzi z XVI wieku. Początkowa budowa dziedzińca wewnętrznego rozpoczęła się w XIV wieku, ale kolejne części były dobudowywane za czasów Joannitów i ukończone na początku XVI wieku.
Rolą zamku była przede wszystkim obrona przez Turkami i kontrola wybrzeża Turcji, które stąd jest bardzo dobrze widoczne. Jednak Joannitom nie udało się odeprzeć ataku nieprzyjaciela w 1464 roku i do 1908 roku Turcy twierdza służyła Turcji jako koszary wojskowe. Trzęsienie ziemi z 1933 roku zniszczyło wewnętrzne budynki.
Wejście na zamek jest płatne i kosztuje 3 euro. Odwiedzać twierdzę można codziennie (poza poniedziałkami) w godzinach 8:00-20:00 (ostatnie wejście o 19:40). Myślę, że warto wydać te pieniądze i poświęcić trochę czasu, ponieważ z murów obronnych rozciąga się fantastyczny widok na port, miasto Kos oraz wybrzeże Turcji.
Drzewo Hipokratesa
Przed wejściem do zamku, na placu rośnie platan – Drzewo Hipokratesa. Nawet jeśli nie chcecie oglądać ogromnego, 14-metrowego w obwodzie drzewa, to nie będziecie mieli wyjście, ponieważ trzeba obok niego przejść, aby dostać się do zamku :).
Według legendy, platan został posadzony w tym miejscu przez Hipokratesa – najsłynniejszego lekarza starożytności, ojca medycyny. Inna legenda głosi, że Hipokrates nauczał właśnie pod tym drzewem. Jednak ani jedna, ani druga nie jest prawdziwa, ponieważ platan ma nie więcej niż 560 lat.
Amfiteatr, Odeon
Spacerując po Kos dotarłam przypadkiem do dobrze zachowanego amfiteatru, położonego z dala od portu. Podobno pochodzi on z II w.n.e., a odkryto go w 1920 roku. Wokół sceny znajduje się 18 rzędów marmurowych ławek.
Poza amfiteatrem znajdującym się na wolnym powietrzu, po prawej stronie znalazłam wejście do podziemi, w których jest wiele pomieszczeń służących prawdopodobnie jako zaplecze dla artystów (aktorów czy muzyków) występujących na scenie.
Agora
Agora to duży plac, który w starożytności pełnił funkcję centrum życia publicznego z rynkiem i miejscem spotkań mieszkańców. Agora została zbudowana na planie prostokąta o wymiarach 50 metrów szerokości oraz 300 metrów długości. Obecnie niewiele pozostało z dawnego placu. Do najważniejszych pozostałości należą podstawy korynckich kolumn świątyni Afrodyty, kolumnada z IV lub III w.p.n.e., ruiny wczesnochrześcijańskiej bazyliki, pozostałości po murach obronnych oraz mozaikach podłogowych.
Spacer wokół portu
Ostatnim, obowiązkowym punktem, które warto odwiedzić w mieście Kos, jest port. Promenada, wokół której rosną palmy, rozciąga się wzdłuż portu, przy którym cumuje mnóstwo kolorowych łódek. A na dodatek w tle widać zamek Neratzia.
Co warto zobaczyć na wyspie Kos?
Miasto Kos – stolica wyspy
Wspomniane wyżej miasto Kos leży na wschodnim wybrzeżu wyspy. Jest to nie tylko stolica wyspy, ale przede wszystkim centrum kulturalne, turystyczne oraz gospodarcze z najważniejszym portem, z którego można popłynąć na inne greckie wyspy i do Turcji. Kos słynie ze średniowiecznego zamku Neratzia, antycznych miejsc, takich jak: amfiteatr czy Agora.
Tigaki
Klimatyczna, nadmorska miejscowość położona ok. 10 kilometrów od miasta Kos. W sezonie typowo turystyczna, poza sezonem – zabita deskami :). Mój wyjazd do Tigaki nie był przypadkowy, jednak okazał się nie lada wyzwaniem. O godzinie 10 wsiadłam w autobusem jadący do Pili, ale poprosiłam kierowcę, aby powiedział mi gdzie powinnam wysiąść, aby dojść do Tigaki. Moja droga prowadziła przez pole, aż dotarłam do miasteczka, gdzie spotkałam jedynie pracujących mieszkańców, którzy remontowali sklepy, hotele czy restauracje, przygotowując się do sezonu letniego. Tigaki słynie głównie z fantastycznych, szerokich i piaszczystych plaż. Tam właśnie się skierowałam, ponieważ nie mogłam liczyć na żadną otwartą restaurację czy sklep.
Mój powrót z Tigaki był długi i męczący. Okazało się, że 10 kilometrów muszę iść na pieszo, ponieważ nie było żadnego autobusu, który zawiózłby mnie z powrotem do Kos. Początkowo droga ciągnęła się plażą, jednak w pewnym momencie moim oczom ukazał się płot z informacją „Private area”. Od tego miejsca musiałam zejść na asfaltową drogę, którą po kilku godzinach doszłam do Kos. Po drodze znalazłam 5 euro, co wynagrodziło mi trud przebytej drogi :). Z perspektywy czasu stwierdzam, że ta wyprawa była przygodą, której nie zapomnę jeszcze przez długi czas.
Pili
W centralnej części wyspy znajduje się miasteczko Pili, które w średniowieczu było stolicą wyspy. Właśnie dlatego postanowiłam odwiedzić tę małą miejscowość położoną w górach. Jednak mój wyjazd nie należał do udanych. O godzinie 13:00 wsiadłam w autobus (bilet do Pili kosztuje 2 euro), który jechał bezpośrednio do Pili. Podróż trwała ok. 30 minut. Już po drodze widziałam, że pogoda jest w kratkę – raz słońce, raz deszcz. Jednak nie zniechęciłam się mimo, że mogłam tym samym autobusem wrócić do Kos.
Często jak jestem na wakacjach, zwłaszcza w małych miejscowościach, nigdy nie wiem gdzie jest „dworzec główny”, na którym powinnam wysiąść. Tak było i tym razem – z autobusu widziałam tabliczkę „Pili”, ale nie miałam pojęcia, gdzie wysiąść. I uwierzcie mi – byłoby to dużo prostsze, gdyby był tam tylko jeden przystanek! Ale jak to mówią – koniec języka za przewodnika. Zapytałam kierowcę, gdzie powinnam wysiąść i już byłam na głównym dworcu (dworzec to za dużo powiedziane, ponieważ był to mały plac z jednym przystankiem autobusowym, gdzie nie było nikogo poza mną i autobusem). Niestety w ciągu kilku minut autobus oddalił się, a ja miałam niecałe 3 godziny na zwiedzenia miasteczka.
Ruszyłam drogą w górę, doszłam do małego kościoła (zamkniętego) i zaczęło lać, a do tego grzmieć i błyskać :). Schowałam się pod daszkiem, ale z minuty na minutę robiło się coraz bardziej mokro i zimno, dlatego znalazłam jakąś restaurację (niestety zamkniętą). Na szczęście był tam duży, zadaszony balkon z krzesełkami i stolikami, na których przeczekałam 1,5 godzin zanim przestało padać. Tyle było z moich odwiedzin Pili. Mokra i zmarznięta wróciłam do miasta Kos. Ale czytałam dużo pozytywnych opinii o miasteczku, dlatego, jeśli będziecie tam w sezonie – dajcie znać w komentarzu jak było :).
Lambi
Pomimo, że na Kos jest dużo ciekawych miejsc do odwiedzenia, to polecam Wam tylko te, w których sama byłam. A byłam w niewielu ze względu na brak komunikacji miejskiej na wyspie w kwietniu… Tym razem jeden dzień poświęciłam na wypożyczenie roweru i pojechanie na północ od miasta Kos do Lambi. Wypożyczenie roweru nie stanowi żadnego problemu. Jest ich bardzo dużo, więc nie powinniście mieć problemu ze znalezieniem konkurencyjnej ceny czy atrakcyjnego roweru (koszt w kwietniu wynosił 4 euro/1 rower na 1 dzień).
Podróż zajęła ok. 30 minut i była bardzo przyjemna. Przez cały czas jechałam ścieżką rowerową (które są popularne, zwłaszcza w północnej części wyspy). Dojechałam do zupełnie pustej, szerokiej, piaszczystej plaży. Było pochmurno, więc o wylegiwaniu się mogłam zapomnieć, ale zebrałam trochę muszelek i wyobraziłam sobie, jak musi tu być tłoczno i gwarno latem, kiedy wyspę odwiedza sporo turystów. Zobaczcie, jak wygląda plaża:
A na koniec ostatni widok na port w mieście Kos, tym razem nocą (z mojego balkonu).