Do Egiptu wybrałam się w marcu. Było ciepło, słonecznie i przede wszystkim… pusto :). Hotel (Sunny Days el Palacio), składający się z ponad 800 pokoi, był obłożony tylko w połowie. Dzięki temu za pokój z takim widokiem nie trzeba było dopłacać.
Hurghada jest jednym z największych kurortów turystycznych Egiptu. Pełno tu kolorowych hoteli, z błękitną wodą w basenach oraz różnorodnością roślinną. Jednak wyjście poza enklawę hotelu oznacza spotkanie się z szarą rzeczywistością. Miasto podzielone jest na 2 główne dzielnice: Sakkala – „nowsza”, uznawana za centrum miasta oraz Dahar – najstarsza część Hurghady, gdzie znajduje się największe w mieście bazar.
Dla polskiego turysty wyjazd do Egiptu kojarzy się najczęściej z błogim lenistwem na plaży i zażywaniem słonecznych oraz morskich kąpieli. Bez względu na to czy wylegujemy się na plaży czy przy basenie, co jakiś czas będziemy mieli towarzystwo. Zaczynając od osób sprzedających napoje, owoce oraz inne przysmaki, a skończywszy na przedstawicielach lokalnych biur podróży, którzy oferują najróżniejsze wycieczki z mnóstwem atrakcji. Czasami trafi się fotograf, który nawet zostanie… sfotografowany :).
Dla mnie wyjazd do Egiptu był czymś więcej. Chciałam poznać kolebkę cywilizacji, zobaczyć na własne oczy piramidy, Sfinksa, hieroglify oraz rafę koralową. Zaczęłam od stolicy – wielomilionowego miasta, gdzie uderzający był dla mnie widok nieprzestrzegania jakichkolwiek przepisów drogowych. Tam ma pierwszeństwo ten, kto… trąbi.
W końcu przyszedł czas na piramidy… Co tu dużo pisać, to trzeba zobaczyć na własne oczy :).
Po jednodniowym odpoczynku przyszedł czas na podróż na południe Egiptu. Luxor, położony 270 kilometrów od Hurghady uważany jest za jedno z najpopularniejszych miast tego arabskiego kraju. Przede wszystkim ze względu na bogactwo zabytków. Spośród wszystkich miałam okazję zobaczyć tylko niektóre – położoną na Wschodnim brzegu Nilu Świątynię Amona oraz Świątynię Hatszepsut, Dolinę Królów i Kolosy Memnona, położone na Zachodnim Brzegu.